wtorek, 3 września 2013

# 01

   To już trzeci dzień - pomyślał - czemu ja byłem taki głupi ? Jestem głodny...
  Odkąd wyruszył w stronę Gil'eadu nic nie miał w ustach. Teraz czuł uporczywe ssanie w żołądku.
Zanim spaliłem dom mogłem chociaż zabrać jakieś zapasy... - Próbował polować, lecz targające nim emocje uniemożliwiły mu to. Za każdym razem strzała uporczywie leciała nie tak jak trzeba, był dobrym myśliwym lecz od czasu tamtych wydarzeń nie myślał jasno. Teraz, kiedy emocje opadły mógł spróbować zapolować, lecz nie miał już siły na nic. Szedł dalej w jednym kierunku, wiedział, że jeśli się zatrzyma to już nie zdoła ruszyć. Nogi mu ciążyły szurając, ręce zwisały bezwładnie. Przed oczami tańczyły małe świetliki, gdy nagle ujrzał ciemność

* * *

Słyszał odgłos kopyt rytmicznie uderzających o ziemię. Czuł przyjemne słonecznie ciepło na twarzy, nie chciało mu się wstawać. Powoli zaczął rozmyślać i wreszcie zrozumiał co było nie tak. Odgłos kopyt. Nie cichł ani na chwile więc nie możliwe było by ktoś przejechał tylko obok. Otworzył jedno oko, i natychmiast je zamknął oślepiony słonecznym blaskiem.
 - Postaraj się nie ruszać. - powiedział ciepły kobiecy głos. - Jesteś zbyt wyczerpany by cokolwiek zrobić. Leż i odpoczywaj. - Nie miał ochoty protestować. Po prostu dalej osunął się w bezkresne otchłanie snu...

* * *

Usłyszał krzyki ludzi. Wzdrygnął się zaskoczony. Resztkami sił zmusił się by usiąść i otworzyć oczy.
 Ujrzał miasto, powoli mijał kramy, kuźnie kowala. Na granicy świata widać było jeszcze odrobinę słonecznej tarczy. Obejrzał się przed siebie i ujrzał kobietę. Liczyła około czterdziestu wiosen. Blond loki opadały na lekko zgarbione plecy. Miała miłą twarz, przyjacielsko uśmiechniętą.
 - Długo spałeś, młodzieńcze. - Powiedziała gdy zauważyła, że Evan się jej przygląda. 
 - Kim jesteś ? I dlaczego mi pomogłaś ? - Spytał ledwie mamrocząc.
 - Zwykłą kobietą, która akurat przejeżdżała obok ciebie.  Z daleka widziałam twoją sylwetkę, w pewnym momencie padłeś na ziemię. Myślałam, że się przestraszyłeś i położyłeś by się ukryć w wysokiej trawię. Jednak gdy podjechałam zobaczyłam, że zemdlałeś. No to załadowałam Cię na wóz i pojechałam dalej. Nie było trudno, widać po tobie, że dawno nie jadłeś i jesteś od dłuższego czasu w podróży. Powiedz mi chłopcze, skąd pochodzisz ?
 - Z Ceunon. 
 - Aha. A czemu wyruszyłeś w podróż ? Może to ty masz coś wspólnego z zabiciem smoka 3 miesiące temu?
  Skąd ona wie, że to ja ?! 
 - Nie ! - skłamał krzycząc - Wyruszyłem by odwiedzić wuja !
 - No nie krzycz tak ! - skarciła go - Lepiej coś zjedz i napij się wody. Są w koszyku obok Ciebie. Powiedz mi proszę, gdzie mieszka twój wuj ?
 - W gil'eadzie - powiedział wpychając kawałem suszonej wołowiny do ust. 
- To dobrze trafiłeś ! Już tu jesteśmy. 


|*<>* |*<>* ||*<>* |*<>* ||*<>* |*<>* ||*<>* |*<>* ||*<>* |*<>* ||*<>* |*<>* ||*<>* |
                                                                      Od Autora
Witam, jest to już druga notka. Przepraszam za długą przerwę, jednak Piotrki to stworzenia z natury leniwe :) Zapraszam do czytania i z góry przepraszam za błędy.
Pozdrawiam Cilliannę, moją pierwszą followerke, oraz Arye Drottning. To wy dałyście mi motywację do pisania notek :) Postaram się pisać jedną notkę tygodniowo, ale nie obiecuje, że się uda :)
|*<>* |*<>* ||*<>* |*<>* ||*<>* |*<>* ||*<>* |*<>* ||*<>* |*<>* ||*<>* |*<>* ||*<>* |

piątek, 23 sierpnia 2013

# 0,5

PROLOG

   Evan usłyszał kolejny huk. Na dworze zaczynało świtać, a nieustanna walka trwająca na zewnątrz wypełniała powietrze dźwiękami stali uderzanej o stal. Chłopieć nie śmiało wstał, uniósł zasłonę z okna i wyjrzał przez nie. Walka pomiędzy elfem a Jeźdźcem wyglądała niczym starcie tytanów.  Jego przyjaciel Dahert, wysoki elf stanął w walce o życie Evana. Walczyli całą noc, lecz człowiek chciał się zemścić na Evanie. Wszystko zaczęło się nie mal 3 miesiące temu. 
   Tego pechowego dnia w mieście Ceunon zatrzymał się Jeździec dosiadający brązowego smoka, chciał wypocząć przed dalszą podróżą do Ellesmery. Wybrał się do gospody "Złote Skrzydło" która mieściła się pod ratuszem, zapłacił za pokój i zamówił posiłek. Odwrócił głowę i ujrzał piękną młodą dziewczynę, wstał i ruszył powolnym krokiem w jej stronę. Gdy podszedł wystarczająco blisko by mogła go usłyszeć w hałasie jaki panował, powiedział:
 - Witaj, drogie dziewczę, nazywam się Ferris, czy mógłbym się dosiąść i dotrzymać Ci towarzystwa ?
Powiedział to głosem nie znoszącym sprzeciwu, jakby nikt nie mógł mu odmówić.
 - Witaj, ja jestem Evelina, wolałabym jednak pozostać sama, więc proszę odejdź ode mnie.
 - Mimo wszystko jednak się dosiądę - powiedział głosem twardym niczym kamień - Tak piękna dziewczyna nie powinna siedzieć sama.
Zaczął się dosiadać, Evelina protestowała, jednak na nie wiele się to zdało. Po pewnym czasie gdy zjadł swój posiłek i wypił trzy kufle piwa zaczął rzucać niewybredne komentarze, wręcz niestosowne. Zaczął się do niej przystawiać, próbował na siłę pocałować, jego starania jednak pozostały nieodwzajemnione. W końcu złapał ją za rękę tak mocno iż na przegubie wykwitł fioletowy siniak, dziewczyna krzyknęła głośno tak, że wszyscy w gospodzie się na nich popatrzyli, w tym momencie wszedł do środka młodzieniec. 
 - Zostaw moją siostrę w spokoju! - Krzyknął głośno, w gospodzie nastała cisza.
 - Odejdź dzieciaku, nie nauczono Cię, że do starszych należy odzywać się z szacunkiem ? - Powiedział niedbale.
 - Nauczono mnie za to iż nie powinno się grubiańsko przystawiać do uczciwej niewiasty, zwłaszcza nie potrafi się powstrzymać przed obaleniem beczki piwa !
 W tym momencie Jeździec wyciągnął miecz, zrobił to z taką siłą iż rękojeścią trafił w twarz Eveliny, podbijając jej oko. Dziewczyna wybuchła płaczem, cała ludność zgromadzona w gospodzie zaczęła krzyczeć obelgi skierowane w kierunku Jeźdźca, Evan wyciągnął miecz i rzucił się w obronie siostry, zanim doskoczył do Jeźdźca powiedział do znajomego by ją ukrył.  Sam zamachnął się mieczem w stronę Jeźdźca, jednak ostrze zsunęło się cal przed jego głową, ode pchane jakby czymś w stylu pola siłowego.
 - Magia ! - syknął rozwścieczony. W tym momencie światem wstrząsnął ryk brązowego smoka. Jeździec schował swój miecz, i skierował się do wyjścia, ledwie je przekroczył gdy Evan krzyknął
 - I co tchórzliwy pomiocie ? Masz czelność wyjść jakby nic się nie stało ? Powinieneś ją przeprosić ! - wskazał na swoją siostrę - A ty co ? Skulisz ogon i odlecisz na swojej przerośniętej jaszczurce koloru zwykłego gówna ?! - rzucał inwektywy jak szewc, jednak nie zdążył dokończyć. Światem wstrząsnął kolejny ryk, smok rozwścieczony wyzwiskami Evana rzucił się na niego. Przeliczył się jednak, chłopak szybko uskoczył w głąb pomieszczenia, olbrzymi łeb smoka nie zmieścił się do środka. Jednak w momencie w którym uderzył pyskiem o wejście z sufitu posypały się kamienie, wprost na głowy ludzi znajdujących się w środku. Smok szarpnął głową do tyłu, utknęła jednak, chciał zalać wszystkich potokiem morderczego ognia jednak nie mógł otworzyć pyska. Szarpnął jeszcze raz, światem wstrząsnął huk, do środka pomieszczenia wdarła się warstwa kurzu i dymu po czym wszyscy usłyszeli krótki, urwany, żałośnie brzmiący ryk, drugi ryk Jeźdźca, po czym wszystko umilkło. Evan chcąc dowiedzieć co się stało wybiegł drugim wyjściem przed budynek i... zamarł. Przed nim rozpościerał się widok okropny, iglica znajdująca się na ratuszu pod wpływem szarpnięć smoka, zawaliła się. Poleciała tak niefortunnie iż wbiła się w czaszkę smoka, zabijając go na miejscu. Obok niego przykryty warstwą gruzu leżał jego nie przytomny Jeździec. Evan zaniemówił, nogi ugięły się pod nim, mięśnie boleśnie skurczyły. Przeze mnie zginął smok ! Pomyślał przerażony. Usłyszał krzyki ludzi, wiedział, że jeśli zobaczą co się stało obwinią go o to i skażą na śmierć. Musiał działać. Wstał szybko, i wbiegł do gospody, szybko wyprowadził z niej swojego przyjaciela.
 - Musisz ochronić Eveline, proszę.
 - Ale co się stało ?
 - Później zobaczysz, teraz musisz mi przyrzec, musisz ją chronić ! Ja nie mogę tu zostać, lada moment królowa wyznaczy cenę za moją głowę, teraz muszę uciekać.
 - Ale co.. - Evan mu przerwał
 - Nie zadawaj pytań ! Jak to zobaczysz - wskazał na gruzy - to sam zrozumiesz. Żegnaj. - Rzucił biegnąc w stronę Du Weldenvarden.
 Gdy dotarł do domku na skraju polany, do swojego przyjaciela, Daherta, szybko zrelacjonował mu co się wydarzyło. Od dziecka przychodził do puszczy elfów, wiedział, że jeśli może komuś zaufać to właśnie Dahertowi. Wieczorem postanowili co będą robić dalej. Muszą przebyć długą drogę na drugi skraj puszczy, koło jeziora Róna Dahert ma domek.


* * *

Od tamtego czasu elf zaczął nauczać Evana, głównie obrony umysłu i walki nim. Nie pominęli oczywiście walki mieczami. Język elfów Evan wcześniej poznał doskonale, często przebywał pośród nich, nauczył się go sam z siebie. Dahert wiedział, że gdy Ferris znajdzie Evana to będzie próbował go zabić, próbował więc nauczyć Evana wszystkiego co może mu się przydać. Oprócz magii. Wiedział iż magii nie da się nauczyć od tak. Musi ją sam odkryć. I w ten sposób minęły 3 miesiące. Gdy Ferris go znalazł elfa nie było w chatce. Poszedł pozbierać owoce do lasu, gdy były Jeździec go zaatakował ledwie zdążył podnieść miecz w obronie, w jego oczach błyszczało szaleństwo, potem uderzył w miecz Evana tak mocno iż ten wyleciał mu z dłoni, chwycił go za szyję i podniósł. To jedyne co pamiętał. Teraz się zbudził, wyjrzał przez okno i zobaczył imponujący pokaz siły. Na przemian Dahert z Ferrisem próbowali dosięgnąć drugiego końcem swego miecza, skakali, robili młyny, wszystko na nic, byli sobie absolutnie równi. W pewnej chwili Dahert spojrzał na Evana, w jego oku zabłysła słaba iskierka, elf zamachnął się od lewej strony swoim mieczem celując w stronę przeciwnika. Ferris jednak uczynił dokładnie to samo. Po chwili na trawę padły dwa trupy pozbawione głów.
 - Nie! - krzyknął Evan i wybiegł z drewnianej chatki - To nie może być prawda ! Nie ! Nie, nie, nie, nie ! Tylko nie on ! Jakiż Bóg zrobił coś takiego ?! Nie ! - cały zapłakany padł na ziemię obok ciała elfa. - Dlaczego ?! - krzyknął po czym zemdlał.
*  * *

Obudził się pod wieczór, wstał ciężko niebezpiecznie przychylając się na boki, spojrzał na ciało elfa, w oczach wezbrały mu łzy, w gardle żółć.  Co ja mam teraz zrobić ?  Pytał sam siebie.Po krótkiej chwili wrzucił ciało człowieka do drewnianej chaty i podpalił ją. Natomiast zwyczajem elfów pochował przyjaciela w ziemi i zasadził na jego grobie jabłoń. Niestety nie potrafił posługiwać się magią i nie mógł wyśpiewać drzewa. Co się teraz ze mną stanie ? Pytał sam siebie. Muszę znaleźć nowe schronienie, a co potem ? Powoli skierował się w stronę Gil'eadu. W stronę domu wuja.






|*<>* |*<>* ||*<>* |*<>* ||*<>* |*<>* ||*<>* |*<>* ||*<>* |*<>* ||*<>* |*<>* ||*<>* |
                                                                      Od Autora
Witam, jest to moje pierwsze opowiadanie w formię blogowej, liczę na pozytywne komentarze. Lubię pisać, czytać i wszystko co jest z tym związane, czytam kilka innych blogów o tej tematyce. Mam nadzieje iż moje wypociny się Wam spodobają.
|*<>* |*<>* ||*<>* |*<>* ||*<>* |*<>* ||*<>* |*<>* ||*<>* |*<>* ||*<>* |*<>* ||*<>* |